BIEGIEM DO "SŁONIA" Z IZABELĄ HAJZER
Zbigniew Kostrzembski (Zielona Góra) i Ukrainka Olena Babenko zwyciężyli w Warszawie w memoriałowym biegu Artura Hajzera "Słonia" na dystansie 5 km z udziałem jego żony Izabeli. Były to jednocześnie drugie otwarte mistrzostwa Klubu Sportowego Polskie Himalaje im. Wandy Rutkiewicz.
Na podium stanęli jeszcze: Klaudiusz Curzydło (Sułkowice) i Bartosz Witkowski oraz Iwona Boryszkowska i Justyna Czyż (wszyscy Warszawa). Jak podkreślił Szymon Drabczyk, a także kilku innych uczestników, termin zawodów - w piątek 7 lipca, przed innymi imprezami weekendowymi, nie był zbyt dobry, ale... Czasami warto zrobić wyjątek w swych planach i uczcić w "okrągłą" rocznicę odejścia pamięć kogoś, kto nam coś dał, co pozostawił po sobie.
Jeden z najwybitniejszych polskich himalaistów, mający taternicki przydomek „Słoń”, 10 lat temu - 7 lipca 2013 roku spadł z Kuluaru Japońskiego na Gaszerbrumie I (8068 m) w Karakorum i tam już pozostał. Miał 51 lat. Jego ciało, zgodnie z wolą rodziny, spoczęło w lodowej szczelinie. Pochówku dokonał wspinaczkowy partner Artura dr inż. Marcin Kaczkan.
Po biegu, przy ognisku i pieczeniu kiełbasek w "Pięknym Brzegu" https://www.facebook.com/bistronomiapieknybrzeg/ wspominaliśmy "Słonia" i jego podejście do życia, do pasji i czynienie dobra dla przyjaciół, koleżanek i kolegów, ludzi gór i nie tylko.
Artur Hajzer urodził się 28 czerwca 1962 roku w Zielonej Górze. Przygodę z górami rozpoczął już w wieku 14 lat. Wspinał się w Tatrach, Alpach, Himalajach i Karakorum. Zawsze wysoko stawiał sobie poprzeczkę. Największe boje toczył na południowej ścianie Lhotse. Ściany nie udało się zdobyć, do tego zabrała ona dwóch jego bliskich przyjaciół - Rafała Chołdę i Jerzego Kukuczkę.
Gdy wiosną 1989 roku podczas wyprawy na Everest, na przełęczy Lho La, rozegrała się największa tragedia w historii polskiego himalaizmu, to właśnie 27-letni wówczas Hajzer zorganizował akcję, która do dziś uznawana jest za najbardziej heroiczną akcję ratunkową, jaka kiedykolwiek wydarzyła się w górach. Wiadomość o śmierci w lawinie piątki polskich wspinaczy (Zygmunta Heinricha, Wacława Otręby, Mirosława Dąsala, Mirosława Gardzielewskiego oraz Eugeniusza Chrobaka) i oczekującym samotnie na pomoc Andrzeju Marciniaku (zginął 7 sierpnia 2009 roku w Tatrach), zastała go w Katmandu. Natychmiast zajął się organizacją akcji, która była niezwykle utrudniona.
W jednym z wywiadów żona Artura powiedziała: "Trwałam w poczuciu, że wszystko będzie dobrze, aż do ostatniej wyprawy. Wtedy wytworzyła się wokół niego zła atmosfera po tragedii na Broad Peaku w marcu 2013 roku. Mąż był strzępem siebie. Nie spał, nie jadł, wisiał na telefonie. Okropnie to przeżywał. Nie wiem, czy poczuwał się do odpowiedzialności za to, co się stało, ale zniszczyło go to psychicznie.
- Dużo by o tym mówić, ale wiem, że on na tę ostatnią wyprawę po prostu uciekł. Gdy żegnaliśmy się na lotnisku w Krakowie, to czułam się bardzo źle. Po raz pierwszy się popłakałam. Odwróciłam się, szłam i ryczałam. Czułam, że jest coś inaczej. Mąż był zdenerwowany, rozkojarzony. On nie był przygotowany na ten wyjazd ani psychicznie, ani fizycznie. Nie myślał racjonalnie i był bardzo przybity" - wspomniała Izabela Hajzer.
Janusz Kalinowski dodał: „Z Arturem łączyły mnie wyjątkowe więzi. Kiedy na krótko przed wyprawą do bazy pod Kanczendzongę wiosną 2013 roku napomknąłem, że nie mam jeszcze dobrego wyposażenia, Hajzer niemalże natychmiast podarował mi m.in. kurtkę puchową, która często jest ze mną, tak jak w moim sercu jest Artur”.
Memoriałowe zawody zakończyły tygodniowy Festiwal "Sport i zdrowie - w głowie" zainaugurowany 30 czerwca w "Dobrym Miejscu" na Bielanach. Partnerami festiwalu - z bardzo bogatym programem - było Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz Instytut Papieża Jana Pawła II w Wilanowie. W różnych turniejach i aktywnościach udział wzięło blisko 150 osób z 10 województw.